W Polsce, gdy integracja odbywa się poprzez spółdzielnię socjalną
Miejsce do życia, społeczność, praca: od dziesięciu lat polska spółdzielnia socjalna Arte oferuje pomoc i strukturę najsłabszym.
Bielawa (Polska)
Przed budynkiem spółdzielni Arte w Bielawie, małym mieście w południowo-zachodniej Polsce, w ten piękny wiosenny dzień odbywa się nieustanny ruch. Przed wejściem czeka ciężarówka, która wkrótce wyruszy na Ukrainę, gdzie przyjedzie zaopatrzyć ludność w środki opatrunkowe, leki i artykuły spożywcze pierwszej potrzeby. Bardziej na lewo nowiutkie materace ułożone wzdłuż ogrodzenia przyciągają wzrok przechodniów.
Nie są one na sprzedaż. Zostały przekazane bezpłatnie przez dużą internetową firmę handlową i są udostępniane każdemu, kto ma taką potrzebę. Rozdawano je na szeroką skalę wśród uchodźców z Ukrainy, którzy osiedlili się w tej 30-tysięcznej gminie. Kilka osób przeszukuje kartonowe pudło pozostawione w widocznym miejscu na ulicy w poszukiwaniu ubrań.
Pomiędzy dwoma materacami Emmanuel Kuźmicz, pracownik spółdzielni Arte, napełnia społeczną lodówkę. Dziś trafią tam truskawki, szynka i frankfurterki - kupione po zaniżonych cenach od eksporterów i innych sieci artykułów spożywczych bądź podarowane. Zapasy uzupełniane są codziennie i każdy może z nich skorzystać w dowolnym momencie bez konieczności dokonywania zapłaty. „Tutaj w każdej chwili można znaleźć pomoc” - mówi Emmanuel Kuźmicz, który od prawie 10 lat pracuje w tej założonej w 2012 r. spółdzielni socjalno-solidarnościowej.
Duch wspólnoty
Arte, która zatrudnia 30 osób poddanych resocjalizacji, często uzależnionych od różnych narkotyków, oferuje im miejsce do życia, wspólnotę i miejsce pracy. Większość pracowników pracuje przy utrzymaniu terenów zielonych lub w branży budowlanej. Arte korzysta z niskooprocentowanych pożyczek finansowanych ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego.
Emmanuel Kuźmicz, ubrany w szarą bluzę i dżinsy, jest niejako uosobieniem „modelu Arte”. Ten były górnik, po tym jak opuściła go żona, szybko popadł w alkoholizm. Następnie stracił dom i doznał problemów zdrowotnych. Do schroniska Arte przyprowadził go syn.
„Gdyby nie on, nie poszedłbym tam. Nie miałem już żadnej nadziei. Ale w Arte ufa się ludziom”. Ten pięćdziesięciolatek szybko stał się jednym z filarów spółdzielni. Dziś zajmuje się wszelkimi sprawami logistycznymi w jednostce. Równie chętnie pomaga na budowach. Jego najnowszy pomysł? Miejsce do grillowania i piece w ogrodzie, które są już gotowe do użycia.
W dużym domu zbudowanym na podwalinach starego gospodarstwa i wyremontowanym dzięki kredytowi z BGK - polskiego banku państwowego - finansowanemu ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego widać zdwojoną kreatywność Emmanuela Kuźmicza. W sklepionej piwnicy chciałby stworzyć jadalnię w stylu francuskim, w której będzie można wspólnie spożywać posiłki. Dobudowałby „oranżerię” tuż przed ogrodem.
W każdym razie on i jego współlokatorzy - ponieważ pracownik jest zakwaterowany na miejscu - już zdziałali cuda. „Dziesięć lat temu ten budynek był ruiną. Ale mamy w zespole nie lada talenty!” Obecnie cztery piętra zostały gustownie urządzone, a na dachu zainstalowano panele słoneczne, które zapewniają samowystarczalność energetyczną w miesiącach letnich. Sam budynek zostanie rozbudowany dzięki zbiórce pieniędzy, a w przylegającym do niego ogrodzie powstaną wkrótce domki dla rodzin dotkniętych przemocą domową.
Na korytarzu Na piętrze Arkadiusz Czeszyk składa czyste pranie w swoim pokoju - schludnie urządzonej noclegowni na poddaszu. „Spędziłem dziewięć lat życia w więzieniu, wyszedłem w 2020 r.” - mówi ten niebieskooki 40-latek, który dołączył do Arte w 2022 r. i obecnie jest zatrudniony w organizacji. „Nadal uczęszczam na terapię, aby uwolnić się od papierosów i alkoholu: biorę udział w grupach dyskusyjnych, a co tydzień przychodzą do nas psychologowie. Próbowałem tego w więzieniu, ale zawsze bez skutku. Tutaj czujesz się wspierany i nadzorowany. Ponadto pomaga nam wiara...” - wyznaje Polak, który uczęszcza do miejscowego kościoła ewangelickiego. Wielu z jego współwyznawców jest również zatrudnionych w Arte.
„W Arte można spotkać byłych dyrektorów banków, wojskowych, komendantów policji, franciszkanów, byłych skazańców za morderstwa... i wszyscy razem rozwijamy się” - mówi Jarosław Pilecki, szef Arte, w budynku po drugiej stronie ulicy - chlewie zamienionym sto lat później w eleganckie biuro.
„Otrzymaliśmy również korzystnie oprocentowany kredyt z BGK na remont tego budynku, do którego kilka miesięcy temu przenieśliśmy nasze biura” - kontynuuje ten Polak ze szpakowatymi wąsami. „Pracujemy z ludźmi, którym życie „dało w kość”. Gdybyśmy kiedykolwiek musieli zaciągać pożyczki na rynku, nie raz byśmy zbankrutowali! Nigdy nie otrzymalibyśmy kredytu o tak korzystnym oprocentowaniu i nie moglibyśmy się tak rozwinąć” - przyznaje z wdzięcznością.
Były zawodowy piłkarz z Dolnego Śląska, Jarosław Pilecki, w wieku 40 lat przeszedł na emeryturę, jak wielu jego kolegów po fachu z Bielawy. Miasto stanęło w obliczu trudnej przyszłości, ponieważ w latach 90. upadł skupiony w nim przemysł włókienniczy.
„Wielu moich przyjaciół, którzy przestali grać w piłkę, zaczęło w tym czasie uzależniać się od różnych narkotyków. Ich życie nagle straciło sens” - mówi mężczyzna, który nadal amatorsko gra w piłkę nożną. W ten sposób Jarosław Pilecki doznaje przeżyć związanych z Bogiem i staje się społecznikiem. Doprowadzi go to do założenia własnej spółdzielni w opuszczonych terenach. „Widziałem, jak ludzie, których znam, piją... i znikają. Chciałem działać, potem dołączyli do mnie inni i od tamtej pory wciąż się uczymy! ”
Tkanina społeczna i ekonomiczna
Dlatego też 50-letnia organizacja przyjmuje w swoich dwóch schroniskach, w których obecnie mieszka 70 osób, osoby wykluczone, uzależnione od narkotyków, bezrobotne i/lub wychodzące z więzienia. „Jednym z kroków do zerwania z nałogiem jest zdobycie pracy. W Arte ludzie, których wspieramy, pracują lub uczą się zawodu. W drodze do osiągnięcia poprawy ich sytuacji nie są zbyt produktywni. Stąd potrzeba finansowania w tym okresie przejściowym, jak w przypadku dwudziestu stażystów, których mamy obecnie, opłacanych ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego.”
Łącznie w Arte zatrudnionych jest 30 osób, a spółdzielnia osiąga obroty w wysokości 2 500 000 zł (540 000 euro) rocznie. „Nasi pracownicy pracują dla firmy zarządzającej nieruchomościami w Bielawie, koszą trawniki, pielęgnują tereny zielone... Inni zajmują się budownictwem lub okazjonalnie zdobią ceramikę. Mamy pracowników, którzy dojeżdżają na budowy aż do Wrocławia (stolica regionu, ok. 60 km, przyp. red.).”
W sumie w ciągu ostatnich dziesięciu lat z pomocy Arte skorzystało nie mniej niż 3000 osób. „Mamy bardzo dobre relacje z urzędem miasta. Niektórzy z naszych pracowników otrzymali też mieszkania komunalne do remontu i od tego czasu w nich mieszkają. Świętowaliśmy też kilka wesel!” - mówi z uśmiechem na twarzy Jarosław Pilecki.
W listopadzie 2021 roku Arte otworzyła sklep społeczny, który również korzysta z kredytu finansowanego ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego. „Stworzyliśmy dodatkowe miejsca pracy i dotarliśmy do nowych grup odbiorców, takich jak np. osoby starsze, których nie widywaliśmy zbyt często. A my myśleliśmy, że już wiele pomogliśmy z Arte!” - wyraża zdziwienie Jarosław Pilecki.
W centrum Bielawy, na parterze małego centrum handlowego, około 100 osób robi codziennie zakupy. Można tu znaleźć wszystko – także dział z używanymi rzeczami – po bezkonkurencyjnych cenach. Dla wielu „bielawian”, przy ponad 10% wzroście inflacji w skali miesiąca, jest to zbawienne.
„Pewnego dnia klientka przyszła kupić pieluszki dla swojego dziecka. Sądząc po jej minie, coś było nie tak. I wtedy zorientowaliśmy się, że jest bezdomna” - opowiada Anka Pilecka – siostra Jarosława Pileckiego, która prowadzi sklep. „Natychmiast skontaktowaliśmy się z Arte, która znalazła zakwaterowanie dla rodziny” - mówi z dumą, dodając, że za nic w świecie nie zmieniłaby pracy.